Lewis Hamilton ma chrapkę na ósme w karierze mistrzostwo świata F1 i miano najlepszego kierowcy w historii tej dyscypliny. Póki co siedem mistrzostw dzierży wespół z Michaelem Schumacherem, inną legendą formuły. Jednak w rozpoczynającym się w niedzielę sezonie Brytyjczyk znów będzie faworytem do złota. Trudno, żeby było inaczej.
Hamilton zdominował całkowicie ostatnie sezony F1. Wygrywał tytuły w latach 2015, 2017, 2018, 2019 i 2020. Jego hegemonia to także hegemonia Mercedesa, który ma już siedem z rzędu tytułów wśród konstruktorów. O przewadze Mercedesa najlepiej niech świadczy fakt, że w ubiegłym sezonie na dwóch pierwszych miejscach w klasyfikacji generalnej sezonu znaleźli się dwaj kierowcy tej stajni – srebro zdobył bowiem Valtteri Bottas. Dokładnie tak samo było zresztą rok wcześniej.
W tym sezonie kły szczerzy jednak Red Bull i Max Verstappen. Dwa poprzednie sezony Holender kończył na 3. miejscu, za mercedesową koalicją. W przedsezonowych testach Red Bull wypadł bardzo obiecująco, szczególnie, że główny faworyt miał mnóstwo problemów technicznych. Zdaniem pretendentów Mercedes ukrywał jednak swój prawdziwy potencjał, a gdy zasłona dymna opadnie, znów pokażą moc.
Verstappen nie ma jednak wątpliwości. – To oni byli mistrzami przez siedem kolejnych lat, całkowicie dominując. Nawet jeśli rzeczywiście mają gorszą podłogę, to wciąż będą bardzo mocni. Nie uważam się za faworyta, choć oni za wszelką cenę chcą go ze mnie zrobić. To genialne – ocenia holenderski kierowca. W naszych przedsezonowych notowaniach Verstappen to nr 2. Najmniej można zarobić na tytule dla Hamiltona.
Kandydat nr 3 to Bottas, ale na jego sukcesie można zarobić 10 razy więcej niż na sukcesie Brytyjczyka. Nic dziwnego – Fin nawet w swojej stajni traktowany jest jak „drugi”. – W zespole, choć wielu tego nie przyzna, być może nieświadomie mają numer 1 i numer 2. Czasami sami członkowie ekipy muszą zadawać sobie pytanie: Czy traktujemy Lewisa i Valttriego równo? – powiedział Bottas.
Hamilton zdystansował już Schumachera pod względem zwycięstw w pojedynczych wyścigach. Ma na koncie 95 triumfów w zawodach Grand Prix, podczas gdy Niemiec „tylko” 91. Trudno wyobrazić sobie, by Hamilton nie dobił w tym roku do setki. Ba, będzie niespodzianką, jeśli nie zrobi tego w tym półroczu. Brytyjczyk może zapolować też na rekordy, które wciąż należą do „Schumiego”. Przykłady? Liczba zwycięstw w jednym sezonie (13), liczba zwycięstw w barwach jednego zespołu (72).
Sezon rozpoczyna się w Bahrajnie. Znów karuzeli sezonu F1 nie zaczyna Australia, a to ze względu na panujące tam przepisy odnośnie kwarantanny. GP Australii ma się odbyć w późniejszym terminie. Sezon jest napakowany jak kabanos, bowiem kierowców czekają aż 23 wyścigi. Ostatnie Grand Prix zaplanowane jest na 12 grudnia i odbędzie się w Abu Zabi. Do kalendarza wraca GP Portugalii (2 maja), dwa wyścigi zorganizują Włosi (Imola 18 kwietnia i Monza 12 września). Być może jednak do tego kalendarza nie ma się co przyzwyczajać. Na świecie wciąż niepewne czasy. Koronawirus nie odpuszcza, a choćby kończący się właśnie sezon Pucharu Świata w skokach narciarskich pokazał, że wstępny harmonogram konkursów, niekoniecznie musi być tym ostatecznym.